Wielkanoc w Szkocji. Nie czuję tych świąt.

Jajka wielkanocne

Nie czuję wielkanocy. Wiem, że co niektórzy zwróciliby mi uwagę, że powinnam powiedzieć: nie czuję Wielkiej Nocy. Mam rację czy się mylę? Jednak to niczego nie zmienia.

Wielkanoc w Szkocji

W Szkocji Wielkanoc obchodzi się zupełnie inaczej. A już na pewno nie w taki sposób jaki to robi się w Polsce. Nie przygotowuje się tutaj śniadania, ani święconki. Nie ma też niedzieli palmowej.

Zaraz zaraz, czy na pewno?

Jeśli chodzi o niedzielę palmową to prawda jest taka, że nie wiem, bo ani ja, ani nikt kogo znam nie chodzi do kościoła. Mówię tu teraz o Szkotach. A znam ich bardzo wielu. Jeśli chodzi o samą palmę to jedyne miejsce w którym można ją znaleźć to polskie sklepy.

Palma wielkanocna

Czy wiara ma z tym związek?

Pewnie tak. Nie jestem osobą wierzącą i tak jak święta Bożego Narodzenia traktuję jako sentymentalną tradycję z domu i mam do nich też aktualnie trochę komercyjny stosunek. Tak, jeśli chodzi o Wielkanoc (pomimo sentymentu tradycji z domu) nawet zajączek nie jest w stanie wywołać u mnie nastroju na świąteczne gotowanie.

Czy święta muszą zawsze sprowadzać się do gotowania?

Pewnie zaprzeczysz, ale nie da się uniknąć takiego wrażenia. Umiesz wyobrazić sobie celebrowanie narodzin Jezusa bez wigilijnej kolacji? No właśnie, a jego zmartwychwstanie bez świątecznego śniadania? Otóż to.

Zając znoszący czekoladowe jajka

To jest właściwie ten jedyny ‘atrybut’ w tutejszej kulturze, który wyróżnia Wielkanoc, czyli tzw. Easter Bunny. Co zabawne ten zajączek wielkanocny obdarowywuje innych, a szczególnie dzieci czekoladowymi jajkami. Nie wydaje Ci się to trochę pozbawione sensu?

Zajączek wielkanocny

Mówiąc o zajączku…

I tak jak JAJKO w religii katolickiej i prawosławnej związane jest z motywem zmartwychwstania Chrystusa i symbolizuje nadzieję na życie wieczne. Tak, ZAJĄC to pogański symbol płodności, witalności i zbereźności.

Jak w Szkocji obchodzi się Wielkanoc?

No dobrze, skupmy się jednak na tych pozytywnych odsłonach Wielkanocy. Już wspomniałam, że wszyscy (a jeśli nie wszyscy to na pewno dzieci) dostają od kogoś czekoladowe jajko. Tych jajek jest tu ogromna ilość do wyboru. Są przepiękne i potrafią kosztować od £0.75 nawet do £35 za jajko. Jednak te droższe są już naprawdę wypasione i całkiem spore.

Które dni to Wielkanoc?

W Polsce odliczanie zaczynamy od Niedzieli Palmowej, poprzez Wielki czwartek, Wielki Piątek, Wielką Sobotę, Niedzielę Wielkanocną i Poniedziałek Wielkanocny. Tu jednak potocznie, czyli powszechnie, czyli w życiu codziennym znanym jest Good Friday (Wielki Piątek) – i jest to dzień wolny od pracy, Easter Sunday (Niedziela Wielkanocna) oraz niewiele osób jest tego świadoma, ale też Easter Monday. Ci nieświadomi, mogliby ewentualnie stwierdzić, że jest tzw. bank holiday, czyli kolejny dzień wolny od pracy.

Wielki piątek

Wielki piątek nazywa się w Wielkiej Brytanii Good Friday, czyli dosłownie tłumacząc Dobry Piątek. Nazwa pochodzi od zastąpienia przestarzałego znaczenia słów „pobożny, święty”, słowem „dobry”.

Jest kilka list w internecie wymieniających tradycje Wielkiego Piątku, jednak w rzeczywistości wygląda to tak, że kto może, idzie do pubu. Nie chodzi tu o wieczorne wyjście na piwo, tylko wyjście na piwo jak najwcześniej się da. A, że w piątki pracę kończy się zazwyczaj szybciej, tak w pubie da się wylądować nawet już o 12 w południe i urzędować tam do upadłego. Teraz w czasie pandemii, nie ma takiej możliwości, ale wcześniej tak było i jestem pewna, że później znów tak będzie.

Lany poniedziałek

W Szkocji coś takiego jak lany poniedziałek nie istnieje. Nikt o tej tradycji nigdy nie słyszał. Na poniedziałek wielkanocny mówi się Easter Monday i jest to dzień wolny od pracy.

Gry i zabawy

Podczas Wielkanocy w Szkocji najbardziej popularną zabawą jest tzw. Egg Hunt, czyli po polsku Polowanie na Jajka. Zabawa polega na tym, że chowa się przed dziećmi albo już czekoladowe jajka w różnych miejscach w domu lub w ogrodzie, albo kolorowe zabawkowe. Dzieci następnie szukają jajek i wygrywa ten kto, albo znajdzie więcej, albo znajdzie jako pierwszy/pierwsza wszystkie jajka “swojego” koloru.

Egg Hunt

Kolejną popularną zabawą jest tzw. Rolling Eggs, czyli po polsku Turlanie Jajek. Chodzi tu o to, aby pozwolić jajkom turlać się z górki i wygrywa ten, kogo jajko przetrwa bez obrażeń.

W internecie przewinęło mi się przed oczami jeszcze kilka nazw, ale jak mieszkam tu na ten moment 13 lat i jestem częścią szkockiej rodziny, tak nie spotkałam się z innymi grami TYPOWYMI DLA WIELKANOCY.

Pisanki?

Co do malowania pisanek, to zauważyłam tą aktywność bardziej wśród Polaków niż Szkotów. Nikt, kogo znam nie maluje pisanek, ani w przedszkolu lub w szkole tego nie robią. Przybory do malowania jajek można kupić zazwyczaj tylko w takich sklepach jak Lidl lub Aldi i są to albo naklejki, albo barwniki.

Malujemy jajka

Jednak co ciekawe popularnym jest tutaj przyozdabianie kapeluszy, które nazywają się Easter Bonnet. Symbolizują one “nowe ubranie” na znak nowego życia, nowego roku i nowego początku. Ta aktywność jest głównie popularna wśród dzieci.

Easter bonnet

Popularne jedzenie Wielkanocne?

Jeśli chodzi o główny posiłek to najbardziej popularnym daniem jest tu pieczona noga jagnięca (lamb leg).

Jagnięcina

Dodatkowo w tym okresie wyłaniają się w sklepach przeróżne rodzaje tzw. Hot Cross Buns. Co prawda można je kupić cały rok, ale w okresie Wielkanocy jest szeroki wybór smaków.

Hot cross buns

Oczywiście można je zrobić samemu w domu i odeślę Cię tutaj do przepisu.

I znów powiem, że w internecie widziałam jeszcze kilka pozycji, jednak ja nigdy o nich nie słyszałam, więc nie będę ich tu powielać.

Dni wolne

Ostatnim o czym chciałabym wspomnieć to dni wolne od pracy i szkoły. W okresie Wielkanocy wolnym od pracy są Wielki Piątek i Poniedziałek wielkanocny. Jednak jeśli chodzi o szkoły to Wielkanoc rozpoczyna przerwę świąteczno-wiosenną i zazwyczaj zaczyna się w Wielki czwartek szybszym skończeniem lekcji i trwa nawet do 3 (słownie: trzech) tygodni.


Czy kiedykolwiek zastanawiałeś/zastanawiałaś się jak wygląda obchodzenie świąt Wielkiej Nocy za granicą? Czy dowiedziałeś/dowiedziałaś się czegoś nowego? Podziel się ze mną swoimi spostrzeżeniami.


Jak wyrobić polski paszport w UK?

mapa świata

Jeśli mieszkasz w Polsce to jestem prawie pewna, że nigdy nie przeszło Ci nawet przez myśl zapytanie “Jak wyrabia się polski paszport za granicą”. A ja dziś właśnie opowiem Ci, jak wyrabia się paszport w UK, a konkretnie w Szkocji.

Od czego zacząć?

Przede wszystkim musisz zacząć od zebrania ważnych dokumentów. Najważniejszym do zorganizowania myślę jest zdjęcie. Zastanów się… Jesteś za granicą.. gdzie możesz zrobić zdjęcie do paszportu? No właśnie. Sporo osób nie wie, bo to nie jest tutaj tak oczywiste jak w Polsce. Nawet JEŚLI zobaczysz gdzieś jakieś studio fotograficzne, to może ono być nieczynne, lub na umówione spotkania tylko. A to ze względu właśnie na to, że w tych studiach mało kto siedzi od do. One są używane w konkretnym celu, więc jeśli nie masz umówionego spotkania to możesz po prostu nikogo nie zastać.

travel the world

Gdzie oni są?

Wiesz dlaczego pokreśliłam słowo “JEŚLI”? Albowiem, mieszkam tu już ponad 12 lat i sama nie wiem czy jakiekolwiek studio fotograficzne rzuciło mi się w oczy tak z ulicy. Wiem, gdzie jest kilka, bo je “googlowałam”, ale to nie jest tak w Polsce, że na każdej ulicy jakieś jest, wchodzisz, zamawiasz, robisz, odbierasz, i dziękujesz (oby).

Więc?

Zazwyczaj zaczynasz szukanie pomocy w internecie, na mediach społecznościowych. Czy “ktoś coś”? Gdzie i jak i kiedy i za ile. A jeszcze jak Polak, czy Polka, no to fantastycznie…wchodzę w to, choćby nie wiem jak.

Tak, tu trochę sarkastycznie podeszłam do sprawy, ale nie mam nic złego na myśli. Po prostu tak jest. Jeszcze raz poproszę Cię o wyobrażenie sobie… gdzie masz zrobić zdjęcie do paszportu za granicą jak nie wiesz gdzie szukać… A jeszcze jak nie znasz języka to w ogóle.

Co później?

No dobrze. Udało Ci się zorganizować zdjęcie paszportowe… ale co dalej? No więc, musisz przeczytać na stronie danego kraju (w tym przypadku UK) jakie są wymagane dokumenty. Zazwyczaj są to: akt urodzenia, akt ślubu (jeśli osoba jest po ślubie), akt rozwodu (jeśli osoba jest po rozwodzie).

A co z dziećmi?

Zależy w jakim wieku jest dziecko różnie sprawy się mają. Jeśli chcesz składać wniosek o paszport dla dziecka to muszą być oboje rodziców i dziecko obecni w trakcie składania wniosku. Jeśli natomiast jeden z rodziców nie może się stawić, bo np mieszka w innym kraju to potrzebujesz jednego z poniższych dokumentów:

  • pisemną zgodę drugiego rodzica (opiekuna) zawierającą potwierdzenie własnoręczności jego podpisu przez notariusza, konsula lub uprawnionego przez wojewodę urzędnika oddziału paszportów,
  • prawomocne orzeczenie sądu, z którego wynika, że drugi rodzic (opiekun) nie ma prawa decydować w sprawie wydania dziecku paszportu,
  • prawomocne orzeczenie sądu, w którym sąd wyraża zgodę na wydanie paszportu dziecku bez zgody drugiego rodzica,
  • do orzeczeń sądów zagranicznych państw członkowskich UE należy załączyć oryginał świadectwa wydanego przez właściwy sąd, sporządzony na standardowym formularzu określonym w załączniku II do rozporządzenia Rady (WE) nr 2201/2003 z dnia 27 listopada 2003 r. dotyczącego jurysdykcji oraz uznawania i wykonywania orzeczeń w sprawach małżeńskich oraz w sprawach dotyczących odpowiedzialności rodzicielskiej, uchylajace rozporządzenie (WE) nr 1347/2000 (tzw. Bruksela II bis),
  • w przypadku orzeczeń sądów brytyjskich, jeżeli postępowanie sądowe zostało wszczęte przed 1 stycznia 2021 r., należy załączyć oryginał świadectwa C-60 wydanego przez właściwy sąd – https://www.gov.uk/government/publications/form-c60-concerning-judgments-on-parental-responsibility
  • odpis zupełny polskiego aktu urodzenia, z którego wynika, że ojciec dziecka jest nieznany (nie nastąpiło uznanie ojcostwa albo sądowe ustalenie ojcostwa),
  • odpis aktu zgonu drugiego rodzica.

(źrodło: https://www.gov.pl/web/wielkabrytania/paszport-dla-dziecka-do-lat-5)

Ponadto dziecko do 5 roku życia nie musi być obecne przy składaniu wniosku, po ukończeniu 5go roku życia już tak.

Jak to wygląda?

Mieszkając w Szkocji, mam tu dwa punkty paszportowe. Jeden w Edynburgu, czyli mniej niż godzina jazdy samochodem i drugi w Inverness, czyli ponad 3 godziny jazdy samochodem. Oczywistym zatem jest, że składałam wniosek w Edynburgu.

Ale zaraz zaraz…

Jeśli myślisz, że ot tak po prostu pojedziesz sobie kiedy Ci pasuje i złożysz wniosek, to jesteś w tak głębokim błędzie jak nie przymierzając rów mariański.

Otóż, aby Twój wniosek został przyjęty, musisz się najpierw umówić na wizytę w systemie online. Tenże system wg mnie został wymyślony przez kogoś, kto nie lubi ludzi. Najpierw musisz zacząć od tego, aby znaleźć odpowiednią zakładkę na stronie konsulatu, na której będziesz później koczować, aby chwycić wolny termin. Następnie ustawić się w odpowiednich godzinach na tejże zakładce, albowiem wolne terminy (tu trochę popłynęłam myślę używając liczby mnogiej) POJAWIAJĄ SIĘ (kiedyś o 8.00, a teraz) o 9.00 i o 20.00. Rano chwytasz dostępne minuty na następny dzień, a wieczorem na następny tydzień. Nie masz wyboru tylko bierzesz co dają… ehym ehym. Mało tego, musisz się trochę obeznać w tym ‘bierzesz’. Jeśli nie jesteś zbyt czujny/na to nawet nie zobaczysz wolnego terminu.

XXI wiek

Żeby cokolwiek dojrzeć, niczym odczytać zaczarowany atrament, musisz odświeżać stronę w trybie ‘non stop’. Od tak mniej więcej 7 lub 5 minut przed (mnie się tak właśnie udało – kilka minut wcześniej). Jak poczekasz do okrągłej godziny to raczej nic z tego nie będzie. Jeśli nie będziesz odświeżać to raczej nic z tego nie będzie. Nie będziesz nawet o tym wiedzieć, po prostu nic się nigdy nie pojawi.

W prostocie siła?

Nie wiem kto projektował taką stronę i taki system, ale wg mnie jest on najdziwniejszym jakikolwiek w życiu widziałam. Nie widzisz nawet kalendarza, nic nie jest na żywo interaktywne. Nie możesz się też z nikim zamienić, bo jak klepiesz swój termin to podajesz indywidualne dane, które później otwierają Ci drzwi do przyszłego paszportu. A, i tu jeszcze jeden rodzynek. Czasem jest zanim zdążysz wpisać te dane i nacisnąć “dalej” to ten termin już nie jest aktywny…

Mam termin, będzie paszport!

No więc tak.. Teraz musisz sprawdzić jakie dokumenty potrzebujesz. I ok, lista jest na stronie.. standardowo: akt urodzenia, akt małżeństwa lub rozwodu i co tam jeszcze chcą – w sensie, co dotyczy Twojej sytuacji (bo przecież jeśli nie masz ślubu to nie masz też jego aktu, a już tym bardziej rozwodu), także lepiej sprawdzić na własną rękę co musisz mieć. (Link do Polskiej Ambasady w Edynburgu.) Potrzebujesz mieć też wypełniony wniosek o paszport. Opłaty dokonuje się na miejscu przy składaniu wniosku.

Blankiet paszportowy

UWAGA!

Powiem Ci coś o czym ja nie wiedziałam i na stronie nigdzie też nie jest to napisane, ale! Taka zgoda nieobecnego rodzica ważna jest tylko 6 miesięcy. Jak wyrabiałam paszport dla mojej córki minęło 8 miesięcy i jak mi to powiedziano w okienku (po tym wszystkim co już przeszłam) to zbladłam. Ale Pani mnie obsługująca zaakceptowała to co miałam. Powtórzę się…..NIGDZIE NIE MA NA TEN TEMAT WZMIANKI!

Jakie są koszty?

Tu jest ta wisienka na torcie. Jeśli kiedykolwiek (a domyślam się, że skoro jesteś za granicą to tak) przyszło Ci wyrabiać paszport w Polsce to będziesz mieć porównanie cenowe.

  • Paszport dla dziecka do 5 roku życia kosztuje: £32 i jest ważny 5 lat.
  • Od 5 do 13 roku życia: £32 i jest ważny 5 lat.
  • Dziecko powyżej 13go roku życia: £50 i jest ważny 10 lat. Przy czym jeśli paszport będzie zgubiony lub zniszczony, naniesiona będzie wtenczas dodatkowa opłata £297 (tak, dwieście dziewiędziesiąt siedem funtów).
  • Osoba dorosła: £99.

Możesz skorzystać z 50% ulgi, jeśli:

  • jesteś uczniem albo studentem,
  • jesteś emerytem,
  • jesteś rencistą,
  • jesteś osobą niepełnosprawną w rozumieniu przepisów ustawy z dnia 27 sierpnia 1997 r. o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych,
  • utrzymuje Cię Twój małżonek, który jest emerytem, rencistą albo osobą niepełnosprawną w rozumieniu przepisów ww. ustawy,
  • przebywasz w domu pomocy społecznej albo w zakładzie opiekuńczym,
  • dostajesz stały zasiłek z pomocy społecznej,
  • jesteś kombatantem lub inną osobą, do których stosuje się przepisy ustawy z dnia 24 stycznia 1991 r. o kombatantach oraz niektórych osobach będących ofiarami represji wojennych i okresu powojennego,
  • jesteś członkiem rodziny wielodzietnej w rozumieniu ustawy z dnia 5 grudnia 2014 r. o Karcie dużej Rodziny posiadającym Kartę Dużej Rodziny.

Pamiętaj! Jeśli chcesz skorzystać z ulgi w opłacie konsularnej – przedstaw w momencie składania wniosku do wglądu dokument potwierdzający uprawnienie do skorzystania z ulgi.

Nie zapłacisz za wydanie paszportu, jeśli:

  • w dniu złożenia wniosku masz ukończone 70 lat,
  • przebywasz w domu pomocy społecznej albo w zakładzie opiekuńczym, a wyjazd za granicę jest związany z Twoim długotrwałym leczeniem albo operacją,
  • dostajesz stały zasiłek z pomocy społecznej, a wyjazd za granicę jest związany z Twoim długotrwałym leczeniem albo operacją,
  • twój paszport ma wadę techniczną.

(źródło: https://www.gov.pl/web/wielkabrytania/paszport-dla-osoby-doroslej)

Jak mam odebrać paszport?

Możesz odebrać paszport osobiście jak już będzie gotowy. Przy składaniu wniosku dostajesz instrukcje jak masz to sprawdzić. Możesz też jednak poprosić, aby Ci ten paszport wysłano pocztą do domu.

Tak po prostu?

W Polskich urzędach nigdy nic nie jest tak po prostu! Żeby paszport mógł zostać wysłany do Twojego domu, musisz przed wizytą w konsulacie kupić na poczcie kopertę. To jednak nie może być taka pierwsza lepsza koperta tylko specjalne, która przewrotnie nazywa się ‘special delivery’ i kosztuje około £5. Jest to szara, foliowa koperta, z góry opłacona. W dedykowanym miejscu wpisujesz markerem swój adres i dołączasz ją do wniosku i reszty dokumentów. Masz wtedy pewność, że paszport będzie bezpiecznie wysłany.

Koperta na paszport

Ile się czeka na polski paszport?

Wg konsulatu na paszport czeka się od 4 do 6 tygodni. Ja jednak jestem pewna dostałam mojej córki po 2-3 tygodniach. Przynajmniej ten punkt był sprawny.

A teraz…

Pozostaje Ci tylko planować wakacje. Postarać się zapomnieć o tych traumatycznych przeżyciach i wyciągnąć wnioski z doświadczenia.

Polecam jeśli ma się taką możliwość oczywiście, wyrobić paszport w Polsce. Jeśli tylko po to miałoby się tam lecieć to może jednak nie, ale jeśli się bywa regularnie w swoim rodzinnym mieście to jak najbardziej. Omijaj polski konsulat za granicą jak tylko możesz.



Kiedy patrzysz na nowe spodnie i myślisz…jasna cholera jakie wielkie

Okładka blogu o samoakceptacji

Kiedy patrzysz na nowe spodnie i myślisz…jasna cholera jakie wielkie, czyli tym razem opowiem Wam o samoakceptacji.

Prawda w oczy kole?

Samoakceptacja, huh? Trudna sprawa. Czy zdarzyło Ci się kiedykolwiek stanąć przed lustrem, lub nawet popatrzeć na swoje ubrania i uznać, że Twoja figura jest (delikatnie rzecz ujmując) nie taka jaką być “powinna”. Szczerze mówiąc nie wiem czy uwierzyłabym Ci, gdybym usłyszała, że nie…albo uznałabym, że musisz mieć zajebistą figurę…a już na pewno na końcu przyszłoby mi do głowy, że się najzwyczajniej w świecie lubisz.

Trawa u innych jest zawsze bardziej zielona

No właśnie. Dlaczego jest tak, że tak rzadko lubimy nas samych? Albo to jak wyglądamy, albo to jak coś robimy. To takie niesprawiedliwe, zwłaszcza wtedy kiedy lubimy te cechy u innych. A czy kiedykolwiek zastawiałeś/aś się czy ta osoba też się taką widzi jak my widzimy ją? Zgaduję, że tak nie jest. A my z boku możemy się tylko zastanawiać z czego to wynika.

Ach te wspomnienia

Jak byłam dzieckiem, moja mama mi zawsze mówiła, że zawsze była szczupła (zgadza się), a po trzecim dziecku (czyli po mnie) przytyła i już tak została. Tyle razy to słyszałam i to w takim dziwnym kontekście, że byłam wręcz przekonana, że to jest transakcja wiązana, czyli trzecie dziecko równa się nadwaga. I wiesz co? Ja po moim trzecim dziecku tak nabrałam wszystkiego, że na wadzę jestem większa niż gdy byłam w 9tym miesiącu ciąży.

Afirmacja?

Czy wierzysz w afirmację? Ja tak. (Opowiem o niej więcej niedługo.) Zastanawiam się w jakim procencie to, że nie mogę zrzucić wagi zależne jest od mojej głowy, która wciąż mi powtarza, że jestem gruba, (a jednocześnie tłumaczy to trójką dzieci,) a moim stylem życia, dietą i aktywnością fizyczną?

Możesz powiedzieć to jasne jak słońce. Bez pracy nie ma kołaczy. Nie ćwiczysz, obżerasz się śmieciowym jedzeniem to jesteś gruba. Ale jeśli tak… to dlaczego każdy powtarza nam, że powinniśmy każdą zmianę zaczynać od głowy? Wyobraź sobie, że próbujesz zrobić coś co sprawia Ci trudność. Chcesz to zrobić, ale wciąż sobie powtarzasz, że Ci się nie uda. Jak myślisz kto wygra?

Afirmacja

Dobry czy zły?

To tak jak w tej przypowieści o wilku, że wygra ten, którego karmisz. W moim przypadku akurat nie jem śmieciowego jedzenia ani słodyczy (cukru do słodzenia nie używam w ogóle od lat), a moją obsesją są sałatki (nie majonezowe) z sałaty, pomidorów, ogórka itp. Faktem, jest, że najwięcej czasu spędzam w pozycji siedzącej, jednak od kilku tygodni zabrałam się za ćwiczenia. Te ostatnie głównie sprzyjają temu, że oczyszcza mi się głowa i zaczynam widzieć siebie taką jaką jestem. Piękną.

Afirmacja

Dlaczego zawsze z opóźnieniem

Pomyślałam, że jak to jest, że jak patrzę na swoje zdjęcia sprzed roku to zawsze widzę szczupłą, piękną dziewczynę a na tą w lustrze już niekoniecznie? I tak się dzieje od lat, że ta sprzed roku dalej właśnie tak wyglada, lepiej.

Me then, me now
(obrazek znaleziony na Facebooku)

Nie jest to blog medyczny. Nie jestem też dietetykiem ani znawcą fitnessu. Jestem kobietą, która czasami zmaga się z samoakceptacją. Uznałam, że czas najwyższy na to, żeby zacząć siebie lubić teraz, bo jak z mojego doświadczenia wynika to “później” jest wieczne, czyli nigdy tutaj. Później, czyli nie teraz, a ja chce teraz.

Można pracować nad samoakceptacją

Jest kilka sposób na to jak można pomóc swojej głowie zaakceptować nasz wygląd.

Po pierwsze zaakceptuj to czego nie możesz zmienić. W dzisiejszych czasach to brzmi prawie jak mit, że jest coś czego zmienić nie można, ale zakładam, że nie każdy może sobie pozwolić na kosztowne operacje plastyczne czy zabiegi. Na przykład nos. Nie masz pojęcia jak ciężko mi się żyło z moim nosem w podstawówce. A wiesz czemu? Bo inne dzieci mi wciąż powtarzały, że jest wielki, garbaty i wyglądam jak gargamel. Długo nienawidziłam swojego nosa. Jednak jak w końcu zdałam sobie sprawę, że po pierwsze wcale nie jest taki duży a po drugie realna jakość mojego życia nie zależy od tego jak wygląda mój nos zaakceptowałam go, a później nawet polubiłam, bo jest czymś co mnie charakteryzuje.

Po drugie, mów do siebie z szacunkiem i uważaj na to co słyszysz w swojej głowie. Ile razy zdarzyło Ci się powiedzieć…”nie potrafię tego zrobić”, “z takim wyglądem nikt mnie nie zechce” lub “nigdy mi się to nie uda”. A jakby tak ten jadowity język zastąpić pozytywną afirmacją i zamiast “nie potrafię” powiedzieć sobie, “co stoi na przeszkodzie? od czego trzeba by zacząć? potrafię! mogę wszystko!”. Brzmi banalnie? Uwierz mi, że to jest pierwszy, podstawowy, bazowy, krok do tego, żeby cokolwiek w sobie zmienić. Zmienić to w jaki sposób do siebie mówimy.

Jak się nie będziesz szanować to nikt Cię nie będzie szanować. Takie słowa zawsze słyszałam od swojej mamy. Jako dziecko brałam je nawet za trochę obraźliwe, bo jak to? Ja się nie szanuję? Ale dopiero jako dorosła zrozumiałam ich cało wymiarowość. I wiesz co? To się tyczy tego co napisałam wyżej. Traktuj siebie z szacunkiem i inni też będą Cię tak traktować. Przychodzi mi tutaj na myśl cytat z Alechemika, Paulo Coelho: “I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu.”

Lubię siebie

Działaj!

Zgodnie z tą myślą, wymierz sobie realny plan działania. Co musisz zrobić, żeby zmienić to czego nie lubisz. Jeśli chcesz osiągnąć konkretny cel to zastanów się, czego musisz robić więcej a czego mniej. A może musisz przestać coś zupełnie, albo zacząć coś czego nigdy wcześniej nie robiłeś/aś? Kluczem jest, aby być szczerym ze sobą. Nawet jakby się chciało trochę oszachraić, to pamiętaj, że nikt inny tylko Ty wiesz co myślisz. A jeśli masz problem z tym co myślisz to wróć się o 3 paragrafy.


Polski angielski, czyli dlaczego anglojęzyczni nas nie rozumieją

Polski angielski

Czy wiesz, że jest wiele odmian języka angielskiego? Możliwe, że jeśli mieszkasz w Polsce to nigdy na to nie zwróciłeś/aś uwagi. Samo mieszkanie w Polce nie jest wyznacznikiem braku tej wiedzy. Po prostu przeciętny Polak na codzień nie musi rozmawiać z obcokrajowcami, prawda? Filmy w telewizji też są tłumaczone przez jednego lektora i mimo, że słychać za nim głos aktorów, to skąd my mamy w sumie wiedzieć z jakim akcentem oni mówią?

Czy to znaczy, że jest więcej odmian angielskiego?

Otóż tak! Najbardziej popularnymi odmianami języka angielskiego są:

  • Brytyjski angielski (BRITISH ENGLISH)
  • Amerykański angielski (AMERICAN ENGLISH)
  • Kanadyjski angielski (CANADIAN ENGLISH)
  • Australijski angielski (AUSTRALIAN ENGLISH)
  • Szkocki angielski (SCOTTISH ENGLISH)
  • Walijski angielski (WELSH ENGLISH)
  • Irlandzki angielski (IRISH ENGLISH)
  • Nowozelandzki angielski (NEW ZELAND ENGLISH)
  • Południowo-afrykański angielski (SOUTH AFRICAN ENGLISH)

(źródło: https://supertlumaczenia.pl)

Do you speak English?

Czyżby?

Lista nie jest skończona. Jednak ja bym do tej tutaj dodała jeszcze polski angielski (POLISH ENGLISH). A to dlatego, że Polak za granicą brzmi tak, że od razu wiadomo, że jest z Polski.

Czyli jak?

Czym się sygnalizuje Polski angielski? Nawet nie tak jak mogłoby Ci się wydawać złą gramatyką. Wiele obcokrajowców mówi z mniej lub bardziej poprawną gramatyką. Szczerze? Nawet anglojęzyczni często nie mówią z poprawną gramatyką tylko z lokalnym dialektem lub slangiem. Tu jednak chodzi o to jak my wymawiamy słowa po angielsku.

Czyja to wina?

Nie mam w zwyczaju pokazywać palcem winnego, lub w ogóle myśleć w taki sposób, że ktoś jest czemuś winny w naszym życiu. Jenak trudno jest mi zrozumieć, dlaczego tak nas nauczono w szkole?

Angielskiego uczyłam się od 4 klasy podstawówki, czyli od mniej więcej 10roku życia, czyli od około 1998 roku. Później miałam angielski przez 3 lata gimnazjum, a następnie 3 lata liceum. Moja klasa w liceum miała profil z rozszerzonym angielskim i (jak się dowiedzieliśmy w drugiej klasie) biologii. Maturę ustną zdałam na 75% w 2007 roku. (Pisemną na 70% – a pisać jak się później miało okazać też nie umiałam.) To może mi ktoś wytłumaczyć dlaczego, żaden nauczyciel nigdy nie zwrócił mi uwagi, że np. słowo “birthday” (czyli “urodziny”) nie wymawia się >birsdej< tylko >byrthdej

Damage control (naprawa szkód)

Poprawnej wymowy niektórych słów nauczyłam się w praktyce mieszkając w Glasgow. Chyba jednym z pierwszych takich zawstydzających momentów było, kiedy do obcokrajowca (czyli “tubylca”) zamiast powiedzieć Lamborgini (piszemy: Lamborghini), powiedziałam Lambordżini. Mój przyjaciel Szkot zwrócił mi wtedy uwagę, że to nie jest poprawna wymowa. Wiesz jak dla mnie brzmiało “Lamborgini”? Tak jak teraz “Lambordżini”. Absurdalnie.

Czy to jest naprawdę takie ważne?

Możesz sobie pomyśleć, no dobra, ale co to w sumie za różnica. Przecież to jest nasz drugi język i nie musimy go znać tak jak ten pierwszy, bo to jest drugi. A kto chce może przecież iść na filologię angielską czy inny anglojęzyczny kierunek i dopracować te wszystkie niuanse. No więc i tak i nie. Przypomnij sobie kiedy w przedszkolu lub w pierwszej klasie podstawówki przerabiałeś/aś “Elementarz”. Czy pamiętasz jak nauczyciel ćwiczył jak wymawiać polskie głoski takie jak: ą, ę, ć, ch, ś, sz, rz, ń, ł, ż, ź, dź, dż? Pamiętasz jak tłumaczył które to są głoski miękkie, które to twarde, a które nosowe?

Zakładam, że tak, a jeśli nawet nie pamiętałem/aś to może właśnie sobie przypomniałeś/aś. A czy pamiętasz jak nam tą wymowę korygowano, jak na przykład mówiliśmy “z niom” zamiast “z nią”. Przecież te różnice w wymowie są bardzo wyraźne. No dobra, ale co to ma z angielskim? Otóż to, że języka polskiego uczono nas tak, że powinniśmy go znać, a angielskiego tak, że ewentualnie możemy, ale nie musimy. A przecież można było go uczyć tak, żeby było jak trzeba.

Poprawna dykcja czy nadgorliwość?

Dlaczego od samego początku nikt nie stawiał nacisku na poprawną wymowę takich głosek jak “th”, “ing”, czy końcówek wyrazów, żeby wyraźnie powiedzieć “crab” i “crap”, tak, żeby obcokrajowiec nas zrozumiał? Jeśli Ty mówisz po angielsku, to czy jesteś w stanie zauważyć na czym polega różnica w wymowie między tymi dwoma ostatnimi?

Uwierz mi, że nikt anglojęzyczny mówiąc jakikolwiek czasownik zakończony na -ing (singing, drinking, dancing, itd.) nie wymawia na końcu literki -g, tak jak to każdy Polak wymawia (mówią: singin, drinkin, dancing, itd.). Ta jedna zmiana zmiękczyłaby nasz tak twardy i wyraźny akcent już na samym początku i bardzo ułatwiła porozumiewanie się.

Koszmar o nazwie “th”

Mieszkam w Glasgow na ten moment ponad 12 lat a to jak poprawnie wymawiać głoskę “th” nauczyłam się dopiero kilka dni temu przy pomocy YouTube. Dwojako, po pierwsze tak naprawdę usłyszałam siebie jak mówię po przesłuchaniu swoich własnych nagrań; a po drugie natrafiłam na filmik, który wyjaśnił mi to, co robię źle. (American English with Dave – How to Make the “th” Sound in English.)

Pomyślałam sobie oglądając ten filmik, że “phi, już od dawna umiem powiedzieć >birthday< tak jak trzeba”, ale zaraz zaraz… a co z: mother, father, this, thursday i tak dalej? Już nawet nie wspominając o “thank you”. Jak to jest, że niby wiedząc, to jednak każde słówo zawierające “th” brzmi inaczej? Czyli mniej więcej tak: mader, fader, dis, fursdej, i ostatnie to zależy kiedy, bo raz brzmi: >tenk ju<, a raz >fank ju<. Chociaż o zgrozo słyszałam też jak niektórzy mówią “senk ju”.

polski angielski

Matko i córko. Jak to jest możliwe, że podczas kilku minut jednego filmu na YouTube jest się w stanie zrozumieć i zaaplikować tą wiedzę, a przez 9-10 lat nauki języka w szkole pod okiem “specjalisty” nikt nie zwrócił na to uwagi, ani nie skorygował?

Takie przemyślenia jednak sprawiają, że mam ochotę kogoś za to obwinić, bo jako dziecko, lub zwyczajnie osoba ucząca się nowego języka nie jestem świadoma co robię źle. To nauczyciel powinien po pierwsze nauczyć poprawnie, a jeśli uczeń popełnia błąd – zwrócić mu na to uwagę.

A Ty? Co o tym myślisz?

 


Jeśli wolisz mnie posłuchać to zapraszam do obejrzenia filmu na ten temat. 


Ostatnie wpisy:

Czterolistna koniczyna

Zanim zapytam Cię czy udało Ci się kiedykolwiek znaleźć czterolistną koniczynę, zapytam najpierw czy wierzysz w znaki?

Symbol

Otóż to. Czterolistna koniczyna od wieków była uznawana za symbol. Symbol czego? No oczywiście szczęścia. A ja jak każdy, a przynajmniej każdy kto się do tego umie przyznać poszukuję szczęścia, albowiem jak śpiewała niegdyś Anna Maria Jopek… “Bo szczęście to przelotny gość. Szczęście to piórko 
na dłoni, co zjawia się, gdy samo chce i gdy się za nim nie goni.”

Pewnego wrześniowego (2020) dnia, a właściwie późnego popołudnia nie potrzebowałam właściwie niczego więcej do szczęścia. Był przepiękny zachód słońca, a ja i moich dwóch synków wybraliśmy się na spacer wzdłuż pobliskiego lasu. W promieniach ciepłego słońca puszczaliśmy wielkie bańki mydlane, a później je oczywiście łapaliśmy.

Znak czy jak?

Nie jestem w tej chwili pewna jak to się stało, że w ogóle zaczęłam patrzeć na dół na przyścieżne rośliny. Bardzo możliwe, że była to jedna z tych chwil, kiedy moje chłopaki przyglądali się pracowitym bączkom lub szukali gąsienic. Nie mniej jednak, ja w pewnym momencie coś zauważyłam. Patrzę i wierzyć mi się nie chce! Koniczyna! Ale jaka?! Czterolistna! Oh, w głowie miałam “My preciousss..” Pierwsze co pomyślałam, że to znak. Bo tak mam. Wierzę w znaki i bardzo lubię tą cechę u siebie.

<img src=“image.jpg” alt=“czterolistna koniczyna potwierdzona przez aplikację” title=“Rezultaty sprawdzania autentyczności”>
Moja kochana, szczęśliwa i pierwsza!

Bardzo szybko dopisałam sobie czego znak to może być. A mianowicie od jakiegoś czasu przed tym radosnym wydarzeniem planowałam założyć kanał na YouTube, ale wciąż coś stawało mi na drodze. A to brak tematu, a to brak doświadczenia, a to nie wyglądam dziś za dobrze, a to nie mam tzw. instagramowego kącika do nagrywania. Wiecie jak to jest. Zawsze coś, żeby nic.

Czy to aby na pewno koniczyna?

Ha! Szczęście moje było przeogromne, więc postanowiłam się nim podzielić. Jednak i mnie naszły wątpliwości, czy aby to co trzymam w dłoni to jest w ogóle koniczyna. Oczywiście, czasy nam na to teraz pozwalają, więc ściągnęłam sobie jakąś mądrą przyrodniczą apkę, załadowałam zdjęcie i okazało się, że tak. Tak! To jest jednak koniczyna, z czym jednak widzowie mojego insta story się nie zgodzili :D. Nic tam. Ja i tak wiem swoje.

Tego samego wieczora, pojechałam do swojego studia i nagrałam pierwszy filmik, który możecie zobaczyć tutaj:

Jedyne czego ewentualnie żałuję to to, że jej sobie nie zasuszyłam. Od dziecka nie suszyłam kwiatów (chyba, że jesienne liście z moimi dziećmi) i zupełnie nie przyszło mi to do głowy. Prawdopodobnie w ogóle by nie przyszło, gdyby nie to, że dowiedziałam się dzisiaj, iż czterolistną koniczynę, gdy się ją znajdzie należy wysuszyć i włożyć sobie do portfela na szczęście. Może następnym razem!

Teraz się mogę zapytać. Udało Ci się znaleźć czterolistną koniczynę? Co myślisz o tej mojej?

W pierwszym poście głownie…

mój portret

Zastanawiam się.

Zastanawiam się co będzie za miesiąc. Co było miesiąc temu też nie jest mi zbyt znane, bo spędziłam ten czas w pewnego rodzaju letargu. A przecież już jest koniec lutego. Już po moich urodzinach, tłustym czwartku, walentynkach, Alicji urodzinach i pancake Tuesday. Nawet śnieg już stopniał, a jednak do wiosny jeszcze kawałek.

Nie jestem pewna, czy to jest kwestia braku słońca, że jestem gdzieś zawieszona w czasoprzestrzeni, czy też może jest to kwestia mojego bardzo nie wymagającego trybu życia (na ten moment). Hmm.. ale zaraz zaraz… w środku pandemii, w połowie lockdownu… po tylu miesiącach kiszenia się w domu i NIGDY nie będąc w nim samej, czy to nie jest aby trochę tak, że mój tryb życia nie jest już zupełnie moim wyborem a raczej czymś co przypomina przetrwanie? Ostatecznie, mając tyle obowiązków, planów i pomysłów to ten tryb życia nie jest już zupełnie taki nie wymagający. Myślę, że to bardziej kwestia przyzwyczajenia do codzienności i tęsknota za czymś nowym.

img src=“image.jpg” alt=“Mój portret” title=“Fotograf: MKC Photo Creations”>
www.mkcphotography.uk

Idzie wiosna, a ciało wciąż jakby zimowe.

Ostatnio zrobiło się trochę cieplej i poczułam świeżą bryzę w duszy. Nawet udało mi się zorganizować szare komórki, żeby zacząć trochę ćwiczyć i pozbyć się nadmiaru pączka, który mnie otula od miesięcy. Niektórzy zwą to oponką, ale ja to właściwie mam wrażenie, że to co mnie otula to tak naprawdę taka wielka, puchata kordła (tak wiem, że kołdra). Bynajmniej nie jest to uczucie przyjemne, ale doprawdy spać się przy tym chce niemiłosiernie. Bo jak ma się nie chcieć spać, kiedy waży się ponad tabelkę według skali BMI i nie ma się siły… na nic. (Pomijając już to co wyżej.)

Także poniekąd wzięłam za punkt honoru plan regularnych ćwiczeń. Muszę się przyznać, bo chwalić to jeszcze nie bardzo jest czym, że póki co udało mi się ćwiczyć od dwóch tygodni, a że się zawzięłam (a potrafię być zawzięta), robię to aż 6 razy w tygodniu. Różnorakie to ćwiczenia. Głownie na nogi, brzuch, pośladki i ramiona. Wyszukuję na YouTube workouts na LBT (legs, bum, tummy), i Body Combat, bo są to moje ulubione ćwiczenia. Jedyne czego potrzebujesz to swojego ciała, a jednocześnie są na tyle intensywne, że potrafią wycisnąć z ciebie niezłe poty. Pomimo, że są krótkie, to dla mnie jednak najważniejsze jest to, że je robię.

Co ma piernik do makijażu?

Szczerze mówiąc, ćwiczenia i gimnastyka to nie jest dla mnie coś intuicyjnego i niewymagającego jak kiedyś, kiedy byłam młodsza. Ja muszę mieć zorganizowany cały system… Począwszy od chęci, przez pomieszczenie w którym mogłabym to robić, potencjalnych świadków, pory dnia i co się łączy z tym ostatnim… może się to wydać dziwne i banalne, ale makijażu. Dlaczego makijaż jest jednym z głównych czynników wpływających na to czy ja w ogóle zabiorę się za ćwiczenia? Otóż. Niepchawszy się po tą moją, dość specyficzną urodę, jednak ją dostałam. Taką a nie inną. Jestem jedną z tych osób, które nieumalowane ZAWSZE są pytane “czy dobrze się czujesz” lub “jesteś na coś chora?”. W związku z tym, lubię ten makijaż mieć. Dodaje mi on pewności siebie i uspokaja wewnętrznie.

Aaaaaaaaale….. Przy ćwiczeniach, człowiek się jednak poci… prawda? Przynajmniej dobrze by było, po to, żeby jednak coś z tych ćwiczeń było. No i co teraz? No i to, że jeśli zrobię rano makijaż (bo od tego zaczynam zazwyczaj dzień), a po południu sobie poćwiczę, to jestem cała do wymiany, a na to nie mam zazwyczaj ani czasu ani ochoty. Jeśli natomiast poczekam do wieczora… to zazwyczaj już mi się nie chce. Zostaje więc rano. A rano, różnie jest.

Zostań w domu.

Aktualnie wszyscy jesteśmy w domu. Już od jakiegoś czasu. Ja jednak dopiero od paru tygodni uczę się, że makijaż mogę jednak zrobić po porannej kawie, a nie koniecznie przed. Zapytasz: “co?! uczysz się?!! że co?” No tak, bo to jest w głowie. Nie umiejętność wejścia w codzienne obowiązki, rutynę lub cokolwiek, bez bycia przygotowanym. U mnie, to się objawia w makijażu i ubraniu innym niż piżama (bo nienawidzę chodzić w dzień w piżamie, ale to już inna historia). Wracając do wątku. Co ma mój makijaż, poranek i ćwiczenia ze sobą związane? Podsumowując, to to, że udało mi się ćwiczyć tak zawzięcie wynika z faktu, że robię to zanim się umaluję 🙂 Ta da. Prawda objawiona. Teraz coś Ci powiem. Zastanawiam się co będzie od przyszłego tygodnia, bo zgadnij co? Przedszkola się otwierają…

img src=“image.jpg” alt=“Mój portret” title=“Fotograf: MKC Photo Creations”>
Fotograf: MKC Photo Creations, www.mkcphotography.uk

Tak sobie myślę, że właśnie ten wysiłek fizyczny, czyli uwolnienie trochę endorfin, sprawił, że poczułam jakby jakieś niewidzialne moce zaczęły przecierać z kurzu a może i nawet i z błota mój mózg… myśli… motywacje… Jestem przekonana, że właśnie dlatego, tu i teraz jestem pisząc o 2.40 nad ranem, po tym jak spędziłam ostatnie 3 czy może już nawet 4 dni szukając, czytając, oglądając, ucząc się o tym gdzie i jak założyć blog (bo to wcale nie jest takie proste, uwierz mi). Dowiedziałam się wiele nowych rzeczy o stronach internetowych, hostingach i o znaczeniu wielu rożnych skrótów literowych, które właściwie na pierwszy rzut oka przyprawiły mnie o ból głowy, ale po kilku…nastu powtórzeniach myślę, że ogarnęłam temat na tyle, żeby przynajmniej móc robić to co w tej właśnie chwili i to właśnie tutaj i właśnie w taki sposób.

Nowe

Szczerze mówiąc, pierwszy raz od dwóch miesięcy jestem podekscytowana. Lubię nowe wyzwania. Ten blog jest dla mnie takim. Lubię być zaangażowana w nowe projekty. Ten blog jest dla mnie takim. Lubię stymulację umysłu i ten blog jest właśnie takim dla mnie.

Super, że jesteś tu ze mną. Jak mówi jeden wers mojego tatuażu na udzie w języku Tolkiena, w przetłumaczeniu na angielski brzmi: ”Don’t be afraid, come seat near the fire.” Niech to będzie puenta tego nowego początku.